Wiele osób nie mogło uwierzyć, że z Poznania przysłano specjalistyczny wóz straży pożarnej, wart 12 milionów złotych – tzw. jeżdżące laboratorium oraz drugi mniejszy wóz do „takiej” drobnostki. Okazuje się, że to pokłosie wydarzeń w Wielowsi.
Przypomnijmy, że w niedzielę na terenie lasu w Wielowsi (gm. Sieroszewice) grupa eksploratorów odnalazła w lesie przedmiot, który miał znajdować się w torbie. Wewnątrz na przedmiocie znajdowała się naklejka z napisem „materiał promieniotwórczy”.
Po przyjrzeniu się przedmiotowi, okazało się, że jest to stara czujka do wykrywania dymu, którą ktoś zakopał w lesie. Można się domyślić, że koszt utylizacji mógłby być nieprzystępny cenowo. Wszystko przez fakt, że wewnątrz miał się znajdować pierwiastek wykazujący promieniotwórczość, ale nie w momencie gdy jest w zamkniętej obudowie urządzenia.
Po dwóch dniach (wtorek wieczorem) do ostrowskiej komendy przyjechało specjalistyczne laboratorium rozpoznania chemicznego – jedno z dwóch w Polsce. Strażacy z Poznania udali się mniejszym wozem do leśniczego, który – jako zarządca terenu – otrzymał czujkę do zutylizowania. Mundurowi spędzili u niego czas do 00:30. Dlaczego?
Państwowa Agencja Atomistyki poprosiła strażaków o ustalenie dokładnego modelu czujki. Strażaków nie ma co obwiniać, ponieważ zgodnie z procedurami wysłano wóz z odpowiednim sprzętem, choć wydaje się, że szybciej i łatwiej można było ustalić model poprzez kontakt z producentem urządzenia: Polon-Alfa z Bydgoszczy.