Praca, dom, praca, dom – felieton

Praca, dom, praca, praca, dom… dla wielu tak właśnie wygląda dzień powszedni. Natomiast jest również grono ludzi, którzy wciąż szukają swojej ścieżki w życiu, wciąż szukają pracy. Kołem ratunkowym jest Powiatowy Urząd Pracy. To właśnie za jego pośrednictwem wielu poszukujących, otrzymało możliwość zarobku. Wielu młodych ludzi z Urzędu Pracy nie chce korzystać, bądź korzystać nie może. Najczęstszym powodem braku zaufania do Urzędu Pracy, jest po prostu zasłyszana opinia. Natomiast istnieje również druga strona medalu, młode osoby posiadające umowę zlecenie zarejestrować się nie mogą.

Czy warto szukać pracy na własną rękę? Na co trzeba zwracać uwagę?

Mimo tego, że dopiero wkraczam w dorosłe życie, miałam już styczność z wieloma pracodawcami. Często problemem młodych ludzi jest brak doświadczenia. Bardzo niewiele osób ma możliwość pracowania w oparciu o umowę o pracę. Umowa zlecenie nie jest rzeczą złą, ponieważ w miarę możliwości każdy na emeryturę może sobie zacząć odkładać. Co wtedy, gdy zarobki nie pozwalają na nic? Problem największy zaczyna się dopiero po osiągnięciu 26. roku życia. Gdyż to właśnie wtedy, w świetle prawa stajemy się dorosłymi ludźmi i nie mamy możliwości skorzystania z ubezpieczenia zdrowotnego naszych rodziców. Co wtedy? Jest wiele możliwości. Jedną z nich jest: znaleźć pracę z umową zlecenie, która da nam możliwość poświęcenia kilku zielonych banknotów miesięcznie. Drugą opcją jest: rzucenie pracy z umową zlecenie i zarejestrowanie się jako osoba bezrobotna. Bądź istnieją też inne warianty, takie jak modlitwa o to, że umowa o pracę zapuka do naszych drzwi.

Jak wygląda proces poszukiwania pracy według mnie?

Na początku trzeba usiąść i skrupulatnie napisać swoje CV, dopasowując je do pracy, do której swoją kandydaturę zgłaszamy. Rozmowa kwalifikacyjna jest rzeczą najważniejszą. Trzeba więc ten pierwszy kontakt z pracodawcą jak najlepiej wykorzystać.

CZYTAJ  Jest i ono. Przygoda i Dziedzic intensywnie pracują nad potomstwem

Udało się! Byłam na rozmowie kwalifikacyjnej w nowopowstałej firmie znajdującej się naprzeciwko Synagogi. Powiem więcej, zostałam również zaproszona na kurs.

Wcześniej starałam się do podobnej pracy, również byłam na rozmowie kwalifikacyjnej, zostałam zaproszona na kurs, który miał trwać kilka dni, a rozpocząć się następnego dnia. Nic nie wskazywało na to, że coś ma wyjść niepozytywnie. Dostałam wiadomość, w której pewien pan przekazał mi, że „jutro” nie da rady, natomiast zadzwoni do mnie później. Czekałam około tygodnia. Zadzwoniłam sama. Chciałam, by ktoś mi bezpośrednio powiedział, że nie ma dla mnie pracy. Nie doczekałam się.

Z tym doświadczeniem życiowo-społecznym udałam się na rozmowę kwalifikacyjną do wcześniej wspomnianej nowopowstałej firmy. Na rozmowie kwalifikacyjnej dowiedziałam się, że jeśli nie dostanę pracy to również ktoś do mnie zadzwoni. Byłam spokojna, bo wiedziałam już, że obojętnie co się stanie – dostanę informację. Otrzymałam. Następnego dnia pojechałam na pierwszy dzień kursu. Dyrektor obiecał, że wyśle materiały szkoleniowe tego samego dnia, oraz tego samego dnia ktoś skontaktuje się z nami. Guzik prawda… nie mam materiałów, nie dostałam telefonu po dziś dzień.

Zabawa…

Te krótkie historie uświadomiły mi bardzo wiele. Po pierwsze to, że niektóre osoby (szczególnie w młodym wieku) dochodząc do stanowiska kierowniczego, są po prostu zbyt pewne siebie i traktują ludzi z góry. Po drugie natomiast sami czasami sobie na to pozwalamy. Jesteśmy naiwni.

Trzeba też wziąć pod uwagę fakt, że miejsc pracy jest mało, a bezrobotnych coraz więcej. A cudów nie ma… ale należy również pamiętać o tym, że każdy ma swoją wartość i każdemu należy się szacunek.

POLECANE NEWSY
Subskrybuj
Powiadom o

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
0
Napisz co o tym sądziszx