W lipcowy, skwarny dzień 2024 roku, na kaliskim osiedlu przy ul. Podmiejskiej, rozegrał się dramat, który wstrząsnął mieszkańcami miasta i obrońcami zwierząt w całej Polsce. Doberman, uwięziony w nagrzanym samochodzie, walczył o życie w temperaturze, którą lekarz weterynarii określił jako „niewyobrażalną dla jakiegokolwiek organizmu” – jego ciało osiągnęło 60 stopni Celsjusza, a wewnątrz auta mogło być nawet 100 stopni. Zwierzę tej walki nie wygrało. Zmarło późnym wieczorem, mimo prób ratowania.
Na miejsce udał się patrol policji oraz straż pożarna. W pojeździe wybito tylne, narożnikowe okienko oraz szybę od strony kierowcy. Tu ważna uwaga, że tańsza do wymiany jest szyba od kierowcy niż wspomniane okienko.
Po wydobyciu psa udzielono mu pomocy. Zaczęto schładzać po mokrymi ręcznikami. Trafił do kliniki weterynaryjnej, gdzie stwierdzono temperaturę ciała 42.9 st. C. Normalnie psy utrzymują temperaturę w zakresie 38-39 stopni. Niestety wysoka temperatura wywołała chorobę skutkującą śmiercią.
Interwencja, która przyszła za późno
Policja otrzymała zgłoszenie od osób, które zauważyły cierpiącego psa w szczelnie zamkniętym samochodzie. Na miejsce natychmiast skierowano funkcjonariuszy, straż pożarną, lekarza weterynarii i pracowników schroniska. Strażacy wybili szybę, by dostać się do środka. Pies był skrajnie odwodniony, przegrzany, nie reagował.
Choć zrobiono wszystko, co możliwe – organizm dobermana nie wytrzymał. Umarł w agonii.
„Nie wiem, dlaczego go zostawiłem” – tłumaczenia, które tylko pogłębiają dramat
Policja szybko ustaliła, kto opiekował się psem. Okazał się nim 26-latek z Kalisza, który – jak wykazało badanie – miał w organizmie blisko promil alkoholu. Nie potrafił wyjaśnić, dlaczego zostawił zwierzę w samochodzie. Twierdził, że był wcześniej z koleżanką i „nie wie, kto zamknął auto”, choć kluczyki miał przy sobie.
Dodał też, że poszedł „kupić perfumy i wypić dwa piwa”. Błahe, zupełnie nieistotne zajęcia zestawione z dramatem istoty, która bez niego nie miała żadnych szans na przeżycie.
Choć pies nie był jego własnością, w chwili zdarzenia to on sprawował nad nim opiekę. To na nim ciążyła odpowiedzialność.
Sąd: „To szczególne okrucieństwo. Pies nie miał najmniejszych szans”
Sąd Rejonowy w Kaliszu uznał, że doszło do znęcania się nad zwierzęciem ze szczególnym okrucieństwem. Wyrok – rok bezwzględnego więzienia, zakaz posiadania zwierząt przez 5 lat, publikacja wyroku na stronie sądu oraz nawiązki na rzecz fundacji i stowarzyszenia – jest nieprawomocny.
Pełnomocniczka oskarżyciela posiłkowego podkreślała, że kara roku więzienia jest uzasadniona nie tylko faktem utraty życia przez psa, ale także absolutną błahością powodu jego pozostawienia.
W uzasadnieniu sędzia nie kryła emocji:
– Oskarżony przyznał się. Nie kwestionował, że to on zostawił psa bez dostępu do powietrza i wody. Słysząc każdego lata apele, widząc nagłaśniane przypadki śmierci zwierząt w samochodach, trudno powiedzieć, co jeszcze musi dotrzeć do takich osób. Może właśnie taki wyrok wyjaśni mu, czym jest odpowiedzialność.
Sędzia podkreślił, że oskarżony postąpił lekkomyślnie – nawet jeśli nie chciał wyrządzić krzywdy, to swoim działaniem doprowadził do cierpienia i śmierci zwierzęcia.
– Pozostawił psa z błahych powodów – zakupów i picia alkoholu. Każdy wie, że takie czynności mogą się przedłużyć. Każdy, kto bierze psa pod opiekę, musi zapewnić mu bezpieczeństwo. To czyn o znacznej szkodliwości społecznej. I czyn, który wciąż – mimo apeli – się powtarza.
Gorzkie pytanie, które wraca co lato
Ile jeszcze zwierząt musi umrzeć w męczarniach, byśmy zrozumieli, że samochód w upał jest jak piekarnik?
Czy naprawdę tak trudno jest poświęcić pięć minut, by odprowadzić psa do domu?
Czy naprawdę zakupy, perfumy, dwa piwa mogą być ważniejsze od życia istoty, która jest całkowicie zależna od człowieka?
Ta historia powinna być przestrogą
Śmierć tego dobermana to tragiczny symbol ludzkiej bezmyślności. To dramat, którego można było uniknąć. To wołanie o refleksję – dla każdego, kto choć raz pomyśli, że „na chwilę zostawi psa w aucie, przecież nic się nie stanie”.
Tym razem skończyło się śmiercią zwierzęcia i rokiem więzienia dla opiekuna.
Ale przede wszystkim – kolejną niepotrzebną ofiarą upału i ludzkiej nieodpowiedzialności.
Śledź nas w Google News!
Zawsze na bieżąco z najnowszymi artykułami i informacjami.
Obserwuj nas w Google News










