Antonin, 13:00 – Wydawało się, że to będzie zwykły dzień na lokalnej stacji paliw. Nic nie zapowiadało, że o godzinie 13 świadkowie będą przecierać oczy ze zdumienia, patrząc jak przyczepa do przewozu konia… sama rusza na podbój budynku stacji.
Zdarzenie, które dziś rozegrało się w niewielkiej miejscowości Antonin, przypominało scenę z komedii, choć jego skutki – przynajmniej dla elewacji – były całkiem realne. Według relacji świadków, samochód marki Fiat wjeżdżał na teren stacji paliw, ciągnąc za sobą przyczepę z koniem. W chwili pokonywania progu zwalniającego, przyczepa dosłownie „wyskoczyła” z zaczepu i samodzielnie potoczyła się w kierunku budynku.
Jak relacjonują świadkowie, koń – nieświadomy swojego solowego debiutu – pozostał spokojny, nawet gdy jego tymczasowy pojazd zakończył jazdę spektakularnym uderzeniem w ścianę stacji. „To wyglądało, jakby koń miał własny plan na tankowanie” – żartował jeden z kierowców, który obserwował całe zajście.
Na miejsce natychmiast wezwano aż sześć zastępów straży pożarnej oraz patrol policji, co może świadczyć o skali początkowego alarmu. Na szczęście okazało się, że nikomu nic się nie stało – zarówno kierowca, jak i koń wyszli z sytuacji bez szwanku. Również lekarz weterynarii nie musiał interweniować, co w takich sytuacjach nie zawsze jest normą.
Największym zaskoczeniem był jednak fakt, że kierowca… nie zauważył, iż stracił przyczepę. Jak mówią świadkowie, zorientował się dopiero po chwili, kiedy odwrócił się i zobaczył, że „jego koń został na stacji”.
Ściana stacji – choć pokiereszowana – zyskała nową historię, która zapewne będzie krążyć wśród mieszkańców Antonina przez długie miesiące. A koń? Być może zostanie miejscową legendą – pierwszym, który zaparkował na stacji bez kierowcy.
Śledź nas w Google News!
Zawsze na bieżąco z najnowszymi artykułami i informacjami.
Obserwuj nas w Google News