Wyrok 50 tysięcy z drugiej strony

W mijającym tygodniu w kaliskiej gazecie 7 dni Kalisza pojawił się artykuł, który przedstawia sprawę wyroku na kwotę 50 tysięcy. Należy zaznaczyć, że redakcja 7 dni Kalisza jako jedyna zgłosiła się do ostrow24.tv o nasze stanowisko w głośnej w ostatnich dniach sprawie. Zapraszamy do lektury artykułu z tej gazety:

————————————————————————————————————————————————————————————

Czy to rzeczywiście może być zbieg okoliczności, że wyrok w Sądzie Apelacyjnym w Ło­dzi zapadł dokładnie wtedy, kiedy oskarżony dziennikarz Marek Radziszewski, założyciel internetowej telewizji w Ostrowie /www.ostrow24.tv/, mógł święcić prawdziwy triumf. Or­ganizatora głośnych happeningów w sprawie dokończenia budowy ostrowskiej obwodnicy mogła dzisiaj radować decyzja rządu, gdyby nie skutecznie przykryła przegrana sprawa. Dodajmy od razu, że sprawa bardzo kontrowersyjna.

Ostrowska telewizja internetowa www.ostrow24.tv wdarła się na rynek mediów z takim impetem, że na zasłużonych dziennikarzy z tego terenu padł blady strach. Nowa redakcja wyraźnie zmie­rzała do obiektywnej prezentacji rzeczywistości, starała się na bieżąco komentować wydarzenia pro publico bono, a więc dla dobra publicznego. Bardzo szybko portal tej telewizji zaczął konkurować z najpopularniejszymi w regionie. Przez kilka lat działalność rozwi­jała się bez przeszkód. Praktycznie aż do momentu, kiedy redaktor Radziszewski zaczął zadawać lo­kalnym władzom trudne pytania. Nic dziwnego, że po pewnym czasie doszło do konfrontacji i gwałtownie wzrosła mu liczba wrogów.

I tutaj nie ma mocnych. Kiedy walczy się na wszystkich frontach, wytykając błędy lewicy, hipokry­zję prawicy, wskazuje oszustów politycznych i gospodarczych, wytyka obłudę bigotom a przede wszystkim dotyka wymiar spra­wiedliwości i organa ścigania to wystarczy jedno słowo… lub czasopisma, żeby pozbyć się wrażego dziennikarza. Dzieje się tak w całym kraju i akurat atak na „niesfornego” redaktora z Ostrowa nie należy do wyjątków.

Ba! Bywają sprawy bardziej kontrowersyjne. Oto całkiem niedawno w jednym z wielkopol­skich miast, gdzie działają dwie konkurujące ze sobą gazety, zapadł wyrok w sprawie dziennikarzy jednej z nich. Napisali oni, że tatuś właściciela gazety konku­rencyjnej chwali władzę w tym mieście, a bardzo prominentny polityk obecnego rządu pomaga synowi w finansowaniu medial­nego przedsięwzięcia. Dowodem miały być ogłoszenia licznych firm i spółek, ukazujące się tylko w tej działającej pro prominento bono gazecie. Pozwani do sądu autorzy publikacji stanęli przed poważnym problemem. Musieli to, o czym mówiło całe miasto, materialnie udowodnić przed są­dem. Sądy wirtualnych dowodów jeszcze nie honorują. Ponieważ swojej tezy udowodnić w ten sposób nie potrafili to zostali ska­zani na grzywnę i… przeproszenie właściciela konkurencyjnej gazety na łamach… tejże konkurencyjnej gazety. Być może sąd uznał, że będzie to najlepsza nauczka dla hardych charakterów. Nie jest tajemnicą, że III władza (sądowni­cza) nie kocha się specjalnie z IV władzą (media). Tylko problem w tym, że taki wyrok to już nie była tylko kara, ale jednocześnie akt po­niżenia. Dziennikarze niezależnej gazety, do której ogłoszeń i reklam spolegliwi każdej władzy przed­siębiorcy nie dawali i udawali, że dostrzec jej w kioskach nie mogą, musieli przede wszystkim poznać swoje miejsce w szeregu… to zna­czy daleko w ogonie.

Nic dziwnego, że kiedy wpłynął pozew do sądu przeciw dzien­nikarzowi ostrowskiej telewizji internetowej za ujawnienie sylwetki ofiary wypadku to zapanowała… prawdziwa euforia wśród dziennikarzy kalisko -ostrowskich. Ci, którzy o władzach wszystkich szczebli tejże aglome­racji pisali dobrze i bardzo dobrze, wprost nie potrafili ukryć radości. Łatwo można to było wyłowić z kontekstu licznych komentarzy na temat samego procesu. Oczywiście oficjalnie byli wstrząśnięci i obu­rzeni „potwornym nadużyciem” redaktora. Jakby nigdy nie czytali jeszcze bardziej epatujących krwią i przemocą kolorowych tabloidów.

Chiński kierowca, którego ostatnio wyrzuciło z kabiny i pasażerowie fruwający wewnątrz autobusu, chyba nie pozwą polskiej telewizji za ujawnienie ich wizerunków, bo przeżyli. Ale zabitego przez terrorystów redaktora Milewicza, jak się okazuje dzisiaj, przez pomyłkę wziętego za wiceministra obrony Mi­lewicza, zobaczyła cała Polska. I co? I nic… procesu nie było i nie będzie.

CZYTAJ  Straż pożarna została wezwana do potrąconego zwierzątka

Natomiast w Południowej Wiel­kopolsce zapadł wyrok, tym razem już prawomocny. Wśród wrogów redaktora Marka Radziszewskiego zapanowała ogromna radość. Jego adwersarzy przede wszystkim cieszy, co widać wyraźnie, że sąd podtrzymał wysoką karę pienięż­ną. Teraz żyją teraz nadzieją na szybką plajtę niezależnej telewizji i… głównie o to chodziło.

WYWIAD:

Krzysztof Ścisły – Dla wielu z tych, którzy znacząco milczeli z uwagi na szacunek dla wymiaru sprawiedliwości, ten proces od początku odbywał się w oparach absurdu. Jak do tego doszło?

Marek Radziszewski – Naj­pierw otrzymałem SMS od osoby podającej się za ciocię powódki z żądaniem usunięcia materiału z wypadku drogo­wego w pobliżu Nowych Skal­mierzyc, gdzie widoczne były zwłoki jednej z ofiar. Która re­dakcja poważnie potraktowała­by prośbę przesłaną SMS, czy nawet zgłoszoną telefonicznie przez ciocię? Co innego, gdyby zjawił się ktoś z rodziny, ewen­tualnie zadzwonił rzecznik pana prezydenta czy dyrektor biura miejscowego parlamentarzysty. Wtedy dla wielu lokalnych me­diów byłby to wiarygodniejszy sygnał.

KŚ – Później rodzina ofia­ry wypadku prosiła kaliską prokuraturę o interwencję w sprawie ujawnienia sylwetki ofiary wypadku. Oczywiście nie pokazano twarzy i nie epa­towano krwią, co później ci za­rzucano?

MR – Prokurator przyjął za­wiadomienie od rodziny i żądał usunięcia tego materiału. Jako redaktor naczelny poprosiłem o podanie podstawy prawnej żądania. Odpowiedzi nie otrzy­małem, bo nie ma takiego pra­wa, które zabrania pokazywania skutków wypadku, w tym syl­wetki osób zmarłych.

KŚ – I wtedy do sądu trafił pozew z żądaniem 50 tysięcy zl plus przeprosiny na lamach TVN24 i Gazety Wyborczej, a także lokalnych mediów. Koszt publikacji tych przeprosin przekroczy kolejne 50 tysięcy złotych. Dla lokalnego medium tworzonego z pasji, a nie w oparciu o kapitał to praktycz­nie wyrok śmierci.

MR – Jakby w myśl zasady „dajcie mi dziennikarza, a para­graf się znajdzie” wykorzystano tu przepis mówiący o „narusze­niu kultu pamięci po osobie bli­skiej”. Jego główne założenia to: prawo do pochówku, do modli­twy. Przepis zabezpiecza też by o osobie zmarłej nie mówiono ne­gatywnie. Moja relacja była neu­tralna, pokazywała dziewczyny jako ofiary bezmyślnej jazdy kie­rowcy, będącego po użyciu alko­holu. Co ważne, publikacja była wyłącznie dla osób, które chciały ją znaleźć – inaczej niż w przy­padku publikacji Superexpressu, który na pierwszej stronie dał zdjęcie martwego Milewicza z dziurami w głowie, którego obejrzał każdy kto przechodził obok kiosku z prasą. W moim przypadku trzeba było znać ad­res portalu, kliknąć w materiał, a także zaakceptować ostrzeżenie o mocnych scenach. Wydawać by się mogło, że w myśl zasady „chcącemu nie dzieje się krzyw­da” – nikt z rodziny bez własnej woli nie będzie tego oglądać.

KŚ – Kilka dni po tej publi­kacji na jednym z portali in­ternetowych pojawił się wpis następującej treści: „Prawdo­podobnie pan mr (Marek Ra­dziszewski – przyp. red.) będzie miał pierwszą sprawę z pozwu cywilnego. Z tego co wiem, a słyszałem to na własne uszy, rodzina tej dziewczyny z ma­teriału filmowego jest bardzo mocno namawiana przez kilku radnych (być może w akcie ze­msty), oraz komendanta policji w Ostrowie do złożenia takiego pozwu. Miejmy nadzieję że tak się stanie”. Dlaczego chcieliby się zemścić?

MR – Dzisiaj już nie ma wąt­pliwości, że przede wszystkim dlatego, że od czerwca 2011 r. zacząłem zadawać trudne py­tania na sesjach ostrowskich

samorządów. Poruszałem m.in. kwestie nepotyzmu w spółkach miejskich. Już wtedy spotkałem się z atakiem ze strony radnych rządzącej dzisiaj opcji i pana Pre­zydenta Miasta Ostrowa Jarosła­wa Urbaniaka, który z mównicy sugerował chorobę psychiczną.

KŚ – Następnie w listopadzie 2011 r. pojawia się bardzo moc­ny reportaż o nieprawidłowo­ściach w śledztwie dotyczącym dwóch gwałtów.

MR – Dotyczył między inny­mi zabezpieczenia fiolki z krwią potencjalnego sprawcy. Tego na­czynia nie sposób rozbić o beton, a fiolka trafiła do laboratorium kryminalistyki rozbita, choć była zapakowana w kopertę bąbelko­wą. Mecenas z Poznania przez 20 minut mówił do kamery o wielu nieprawidłowościach w tym po­stępowaniu. Efekt? Prokuratura kaliska i kaliski sąd próbowali „zwolnić” mnie z ujawnienia ta­jemnicy dziennikarskiej. Zasądzo­no już mi tysiąc złotych grzywny, ale odmówiłem ujawnienia wraż­liwych faktów. Gdy napisałem do Rzecznika Praw Obywatelskich i Prokuratora Generalnego, dali so­bie spokój.

CZYTAJ  Wow! Zebrano dużo pieniędzy w jedną dobę

KŚ – Podobno przed procesem docierały poufne informacje, że sąd będzie tendencyjny a wyrok został już wydany.

MR – Wydawało mi się to o tyle dziwne, że nigdy nie gościłem w gmachu sądu w Kaliszu. Później sugerowano mi, żeby połączyć pewne fakty i że kaliski wymiar sprawiedliwości jest na mnie wście­kły za upublicznienie nieprawidło­wości w sprawie gwałtów.

KŚ- Człowiek w tej sytuacji chęt­nie przychyla się do takich wieści, a wtedy łatwo o prowokację.

MR – Ostrzegano mnie, że pro­wadzący sprawę sędzia Jacek Chmura, nota bene ostrowianin, będzie mi nieprzychylny. Poinfor­mowano, że teść powódki jest bie­głym sądowym od wypadków sa­mochodowych, a jej mąż w czasie procesu był asystentem sędziego w ostrowskim sądzie. Ale wtedy igno­rowałem te doniesienia i spokojnie czekałem na finał sprawy.

KŚ – Wyrok był drakoński.

MR – Może dobrze, że to tylko kara finansowa, bo w Rosji do­stałbym już kulkę w głowę, tak jak kilkudziesięciu innych nieza­leżnych dziennikarzy.

KŚ – Rozumiem ten sar­kazm. Oczywiście wyrok jest niewspółmierny do możliwości finansowych lokalnego dzien­nikarza. Trzeba przyznać, że choć mamy jako redakcja po­dobne doświadczenia, to sędzia Chmura w naszym przypadku, jeśli dobrze pamiętam, wcze­śniej sprawdzał nasze PIT-y. Zdumiewa mnie jednak reakcja kolegów z Ostrowa, a nawet ka­liskich żurnalistów.

MR – Rynek medialny w Ostro­wie Wlkp. jest zepsuty do szpi­ku kości. Redaktorzy zarabiają ochłapy i ani im przez myśl nie przejdzie, żeby napisać coś kry­tycznego pod adresem władzy. Teraz wiem dlaczego.

Władza to układ z narzędziami, który może wykończyć każdego w białych rękawiczkach. Byłem wychowy­wany w wierze, że żyję w kraju demokratycznym, gdzie istnieje wolność i swoboda wypowiedzi. Postępowanie lokalnego układu jest dowodem, że wolność to fik­cja, a każdy niepokorny zostanie zmiażdżony. Zastanawiam się, gdzie ci ludzie mają sumienie.

I jeszcze jedno, ostrowska tele­wizja kablowa publikowała ciała osób zmarłych – w jednym przy­padku ofiara była zmasakrowana (mężczyzna został przejechany przez ciężarówkę w Nowych Skalmierzycach w 2009 r. – przyp. red.), wówczas nikt nie protesto­wał, nikt nie podnosił alarmu, wszystko było zgodne z prawem.

KŚ – Telewizja Internetowa Ostrow24.tv istnieje od 2007 r. i na początku nie miała proble­mów z prawem.

MR – Przez 4,5 roku nie było żadnych procesów sądowych, pomimo iż publikowałem mate­riały tego samego gatunku co nie­szczęsny wypadek na obwodnicy Skalmierzyc. Dopiero od momen­tu, gdy nadepnąłem komuś na odcisk, zaczęły się problemy. W ciągu roku dostałem kilkanaście pozwów, a prym wiedzie jeden z ostrowskich adwokatów.

KŚ – Skąd my to znamy?! Dotarł do nas kiedyś człowiek podający się za wysłannik pew­nego adwokata i oświadczył wprost, że wyroki przeciw re­dakcji są ustawione. Zapropo­nował układ, żeby o pewnych sprawach więcej nie pisać, a wtedy będziemy ukarani sym­bolicznie.

MR – Poszliście na układ?

KŚ – Nie! Zawiadomiliśmy prokuraturę, że nachodzi nas oszczerca,;-)) zamknęli gościa i wyszło z tego niezłe bagno.

MR – Mnie również coś suge­rowano…

KŚ – Pójdziesz na układ?

MR – Nie!

POLECANE NEWSY
Subskrybuj
Powiadom o

1 Komentarz
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
dee
9 lat temu

Nie wiem, czy mowa o tym samym adwokacie, ale kiedyś byłem u niego po poradę odnośnie spraw podatkowych – wprowadził mnie w błąd, bo nie umiał doczytać przepisów. Sam znalazłem odpowiednie zapisy w internecie i odpowiednio zinterpretowałem, pomógł również prawnik w Ostrowskim US i skorzystałem z ulgi, która mi prawnie przysługuje (żadne machlojki). Gdybym postępował wg wskazówek adwokata zapłaciłbym spory podatek.

1
0
Napisz co o tym sądziszx