Radna Miejska od miesiąca w kwarantannie. Marzy o opuszczeniu mieszkania (aktualizacja)

Radna Miejska Milena Kowalska od miesiąca przebywa na kwarantannie. Pierwotnie dopominała się o wykonanie testu na obecność koronawirusa, a dziś chce jak najszybciej zakończyć kwarantannę. Twierdzi, że nie ma już objawów i nie będzie stanowić zagrożenia dla innych, choć testy powtórne wychodzą raz pozytywnie, a raz negatywnie. Swoimi spostrzeżeniami postanowiła podzielić się na Facebooku.

+

„Kiedy zamknięto mnie na przymusowej izolacji był środek lata i piękna pogoda. Dziś, po niespełna miesiącu, przyglądając się początkom jesieni nadal jestem zamknięta w domu i odcięta od świata, ludzi i pracy. System jest chory, system nie działa, system sam się pogrąża.

Ale po kolei. Miesiąc temu zaczęłam odczuwać pierwsze i dość symptomatyczne objawy koronawirusa – brak węchu, smaku, osłabienie i gorączkę. Zaniepokojona postanowiłam zgłosić sprawę w Powiatowym Sanepidzie. Powiatowy Sanepid mimo typowych objawów koronawirusa odmówił mi zlecenia testu i skierował do Wojewódzkiego Sanepidu. Wojewódzki Sanepid również odmówił i zaproponował zrobienie testu na Uniwersytecie Medycznym – nie wiadomo kiedy i oczywiście kontaktując się z Uniwersytetem na własną rękę. Dlaczego? Bo nie byłam w stanie wskazać, kto mógł mnie zarazić, bo nikt z osób z którymi miałam kontakt nie był zdiagnozowany.

W końcu udało się zrobić test. Okazało się, że jest dodatni, czyli mam koronawirusa. Od pierwszych objawów minął prawie tydzień, ale Powiatowy Sanepid chciał informację o osobach z którymi miałam kontakt tylko 7 dni wstecz od wyniku testu- czyli praktycznie z nikim, bo od pierwszych podejrzeń do testu (około 6 dni) sama postanowiłam izolować się w domu.

Z dnia na dzień czułam się gorzej i wszystkim myślącym, że to trochę zwykła grypa mówię: NIE, to NIE jest ZWYKŁA GRYPA. Ja przechodziłam koronawirusa bez potrzeby hospitalizacji, ale nie nazwałabym tego łagodnym przebiegiem. Objawy przeszły u mnie dość szybko, praktycznie po tygodniu. Fizycznie czuję się bardzo dobrze, a zmysły wróciły.

CZYTAJ  Przysługa dla koleżanki wpędziła w kłopoty przed świętami

Chociaż wtedy tak naprawdę dopiero się ZACZĘŁO.

Test w 10 dniu kwarantanny wyszedł negatywny. Test potwierdzający pozytywny. Po teście pozytywnym wyliczanka zaczęła się na nowo. Kolejny test: negatywny. Czyli moje wyniki to sekwencja pozytywny, negatywny, pozytywny, negatywny… Procedura w innych powiatach zakłada potwierdzenie wyniku po 2 dniach. W naszym teoretycznie też. Ja dzisiaj czekam 5 dzień i wymaz nadal nie został pobrany…

Oprócz uciążliwości czekania, ryzyka błędnych wyników testów, prawdziwą katorgą jest dodzwonienie się do Powiatowego Sanepidu. To trochę jak gra na loterii. Może się dodzwonisz, a może nie. Ale na pewno jesteś skazany na kilkadziesiąt prób połączenia. Dodam, że jest do tego wskazany specjalny numer alarmowy na który mają dzwonić osoby będące na izolacji. Numer ten podany jest także jako kontakt w sytuacji zagrożenia życia. Zazwyczaj nikt nie odbiera.

Po co tam dzwonić? Chociażby po wynik testu, bo nie jesteś w stanie pobrać go w żaden cyfrowy sposób. Oczywiście sposób i ton w jakim będą z Tobą rozmawiać też jest grą na loterii. Chociaż zdarzają się też bardzo empatyczne osoby.

Jestem zdrowa, wiem, że rekordy na kwarantannie bywają znacznie dłuższe, ale dzisiaj, kiedy kolejny dzień czekałam w stresie na wymaz, coś we mnie pękło. Każda prosta czynność – na przykład wynoszenie śmieci – urosła do rangi prawie niewykonalnej. Oczywiście, przez ten czas nie mam możliwości podejmowania żadnych dodatkowych zleceń, więc po prostu nie zarabiam. Ani Powiatowego Sanepidu (bo wiem, że są takie, które działają dużo sprawniej) ani systemu to nie interesuje.

Zadzwoniono za to do mnie (tak, to my podatnicy płacimy za te telefony) i zachęcano do pobrania aplikacji, w której mogę sobie sprawdzić poprzez wpisanie objawów, czy istnieje prawdopodobieństwo, że mam koronawirusa.
Do tego aplikacja, w której przez 14 dni robiłam sobie zdjęcia dokumentujące, że przestrzegam izolacji. Tym większe było moje zdziwienie, że system nie wykazał tego policji, która codziennie od miesiąca przyjeżdża i kontroluje czy jestem w domu. Choć trzeba przyznać, że robi to zawsze w sposób profesjonalny i komfortowy.

CZYTAJ  Wyrzuciła przez okno pieniądze

Oczywiście nie wszystko jest złe. Miłym zaskoczeniem był dla mnie telefon z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej, który zainteresował się czy jestem w stanie zorganizować sobie żywność. To takie światełko w tunelu systemu, szczególnie dla starszych i samotnych osób.

No i najważniejsze – oprócz systemu są też osoby, które mnie wspierają, pomogły lub nadal mi pomagają, ale nie wiem czy chcą żebym o nich mówiła wprost. Bardzo im dziękuję. Dziękuję też mojej ukochanej Pani Doktor BArbara Herzog za opiekę i podtrzymywanie na duchu. I Wam dziękuję, za wszystkie wiadomości i telefony. Mam nadzieję, że to już finisz, chociaż tego nie wie chyba nikt. A, oczywiście rozporządzenie o którym tak głośno mówiono w mediach nie weszło jeszcze w życie i nie wiadomo kiedy wejdzie. Co zrobię jak wyjdę? Pojadę kupić jesienne buty. Zostałam z samymi letnimi sandałami…”

Aktualizacja

KOCHANI! Na mocy nowych przepisów dzisiaj o północy opuszczam domową i już od prawie trzech tygodni bezsensowną izolację domową. JESTEM WOLNA. Bardzo dziękuję za całe wsparcie, wszystkie słowa otuchy, otaczajmy się dobrymi ludźmi, którzy nawet w tak niespodziewanych momentach nas wspierają ❤️! I pamiętajcie! Na mnie w walce z absurdalnymi lukami systemu też zawsze możecie liczyć! 💪

POLECANE NEWSY
Subskrybuj
Powiadom o

1 Komentarz
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
ciekawski
3 lat temu

…”Na mnie w walce z absurdalnymi lukami systemu też zawsze możecie liczyć!..”
Jak tu liczyć na Panią,skora sama Pani nie potrafiła sobie pomoc i dała sie „zapuszkować”w domu na 3 tygodnie ? 🙂

1
0
Napisz co o tym sądziszx